avaritiam
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Forum RPG/PBF. Świat pełen magii, intryg i żądzy władzy.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Mostaritum "Maestro" Saratorga

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Maestro
Odludek
Maestro


Male
Pseudonim : Maestro

Dołączył : 11/01/2013
Liczba postów : 15

Mostaritum "Maestro" Saratorga Empty
PisanieTemat: Mostaritum "Maestro" Saratorga   Mostaritum "Maestro" Saratorga EmptyPią Sty 11, 2013 10:37 pm

Mostaritum "Maestro" Saratorga F846408f7b813a62d0047e2e6a13f3e3


1. Imię: Mostaritum
2. Nazwisko: Saratorga
3. Pseudonim: nr 482, Maestro
4. Wiek : 37
5. Pochodzenie: Arrydyiskie laboratoria
6. Grupa: Chimera
7. Ranga: Odludek
8. Zawód: Wędrowny zielarz, marzy o zostaniu aktorem, albo chociaż dramaturgiem, w wolnych chwilach pisze sztuki teatralne. Jest artystą.

9. Wygląd:
Raczej nie grzeszy urodą. Najprościej byłoby powiedzieć, że jest skrzyżowaniem Quasimodo, Upiora Opery i jakiegoś dziwnego, katedralnego gargulca. Jeżeli chcemy być jednak bardziej opisowi i przybliżyć wygląd Maestra… Cóż, postać ta ma około metra dziewięćdziesięciu siedmiu, czyli raczej może być uznana za wysoką. Z daleka można byłoby odnieść wrażenie, że to całkiem postawny mężczyzna, gdyby nie dwa, wyrastające z okolic łopatek pokraczne, szare skrzydła. Niestety, alchemikowi nie udało się dopracować ich w pełni i pełnią one jedynie funkcje ozdobno-irytującą, raczej nie przydając się do latania. Mogą być ewentualnie przydatne jako broń, tudzież wieszak, coś w tym stylu, Maestro może bowiem do woli nimi poruszać. Zazwyczaj stara się trzymać je równo złożone, jednak – niestety – nie jest aniołkiem, czy innym takim, żeby mu się pięknie skrzydełka układały i dodawały gracji, czy powabu. W sumie, osobnik ten posiada zarówno powab, jak i grację raczej niewielką. Może być to wynikiem tego, że jego lewa noga jest odrobinę krótsza, zakończona pazurami i generalnie odrobinkę wilcza. Poza tym, że nie ma na niej sierści, a jedynie gładko opięta, szara skóra. Oczywiście, normalnie Noga schowana jest w nogawce spodni, ale wiadomo, że spodnie też czasami się zdejmuje. Wygląda to trochę, jakby Maestro kulał, takie już życie chimery. To zabawne, bo wbrew pozorom, noga ta raczej mu nie przeszkadza, a czasem nawet dodaje sprawności. Wybijając się na niej może skoczyć wyżej, albo biec prędzej. Wygląda to, co prawda, raczej komicznie – trochę jak kulawy na filmie, jeżeli włączyć szybsze przewijanie w przód. Przynajmniej tors ma ten osobnik raczej męski. Ręce, trochę przydługie, z dziwnie umiejscowionymi, wystającymi do przodu ramionami, które nadają wrażenia, jakoby cały czas był przygarbiony. Do tego dłonie, zakończone bardzo długimi, szczupłymi palcami z paznokciami w bladoszarym kolorze, zawsze utrzymanymi w nienagannej czystości! Przydatne są takie palce, bo dzięki nim, pomimo swojej względnej niezgrabności, Maestro jest czasem w stanie wykonywać prace wymagające względnej precyzji. No i, co ważne, trzymać pióro!
No i na koniec pozostała twarz. Cóż. Twarz jest podłużna, z dużym, garbatym nosem na środku. Usta rozciągają się stanowczo zbyt szeroko, często opadając w dół i sprawiając, że Maestro wygląda na złego, czy też po prostu na smutnego. Chociaż z jego wyglądem, raczej to pierwsze. To pewnie przez głęboko osadzone oczy, które wydają się na świat patrzeć z wiecznym niezadowoleniem (dodatkowo, hej, są czerwone, to też robi swoje!); zawsze trochę niespokojne, zawsze trochę rozbiegane, jakby ich właściciel był odrobinę niezadowolony. Czasem, dodatkowo, pociera wtedy podbródek, mrucząc sobie coś pod nosem, albo drapie się po prawie łysej główce. Najsmutniejszy jest chyba jego nawyk zakładania nieistniejących już włosów za wielkie, odstające i szpiczaste uszy.

10. Charakter
Wbrew pozorom, Maestro nie jest złym człowie… em… chimerą. Znaczy, jasne, ma trochę żalu do świata i generalnie bywa nieszczęśliwy, ale hej, artysta musi cierpieć. Więc jakoś sobie radzi. Rzadko jest śmiertelnie poważny i traktuje świat bardzo, bardzo na serio. Bo i po co? Zazwyczaj zachowuje się całkiem miło, chyba, że akurat ma zły humor. Wtedy wzroczy, prycha i miesza ludziom zioła nie tak, jak trzeba. Nie jego wina, że czasem grucha go w kościach, aż się żyć odechciewa. Każdemu czasem się odechciewa, prawda? Hej, nie każdy jest wynikiem dziwnych eksperymentów jeszcze dziwniejszych ludzi. Wiecie, co jest w sumie w tym wszystkim najzabawniejsze? On wcale nie nienawidzi wszystkich alchemików. Ma zdrowe podejście, że gdyby nie ci dziwacy, prawdopodobnie w ogóle by nie powstał. Nie urodził się? Ewentualnie wciąż siedział w jakieś dziwacznej klatce głęboko, głęboko pod ziemią. Smutne to by raczej było. Dlatego trzeba cieszyć się z tego, co mamy i pomagać ludziom. Przynajmniej niektórym. Znaczy się tym, którzy nie są przeklęci, nie próbują cię zabić i nie krzywią się za bardzo na twój widok. Dobra filozofia życiowa przede wszystkim!
A tak bardziej ogółem – na co dzień jest dla wszystkich bardzo uprzejmy. Może nie zawsze miły, ale uprzejmie zwracać się trzeba, nawet jeżeli połowę ludzkości uważa za totalnych kretynów.

11. Historia
Khem. To było tak: Dawno, dawno temu, żył sobie pan Szalony Naukowiec. No, dobra, może nie tak do końca szalony i bardziej alchemik, niż naukowiec, ale wciąż. Umówimy się, że po prostu pierwsza wersja jest trochę bardziej efektowana.
W każdym razie, pan Naukowiec (przyjmijmy tę wersję, dla uproszczenia) pewnego dnia stwierdził, że żony nie ma, dzieci nie ma, pieniędzy na służbę też nie ma, a gadanie do samego siebie zaczyna być odbierane jako niezbyt normalne, więc – świat nie pozostawia mu wyboru! – trzeba sobie stworzyć kogoś, lub coś, co wyglądałoby na tyle ludzko, żeby można było do tego gadać, ale również było w takim stopniu straszne, aby nikt nie ważył się roześmiać, czy powiedzieć o nich czegokolwiek złego.
I właśnie tak zrodził się Maestro. Cóż, Mostaritium Saratorga, jeżeli chcemy być dokładni – Naukowiec miał raczej dziwne podejście, co do imion. Maestro, gdy go stworzony, wyglądał całkiem podobnie do tego, jak wygląda teraz. No, może miał tylko trochę mniej zmarszczek i skórę bardziej w kolorze ludzkiej, niż bladoszaropapierowej.
Trzeba przyznać, że nie miał złego życia. Wbrew temu, co wszyscy gadają o Alchemikach, nie było mu tam aż tak źle. Przynajmniej od momentu, w którym przekonał swojego Naukowca, że nie trzeba go trzymać na smyczy, ani zamykać w klatce na noc (spróbuj zmieścić się do klatki mając prawie dwa metry wzrostu!). Jasne, to nie tak, że nikt nigdy nie przeprowadzał na nim eksperymentów. Było kilka niepoważnych (w stylu: jestem pewien, że jeżeli będziemy cię żywić jedynie marchewką, twoja skóra nabierze bardziej pomarańczowego koloru!) i takich bardziej zaplanowanych (z serii: tu przytniemy, a potem wszczepimy w twoje skrzydła implanty, będziesz mógł latać, tylko, cholera, nie wierć się tak!). Maestro znosił wszystko z niesamowitym wręcz spokojem, czasem jedynie trzymając swojego alchemika na odległość ramienia, żeby ten nie mógł się dopchać z jakąś dziwną strzykawką. Tia… relacja między nimi była, szczerze powiedziawszy, całkiem zabawna. Przynajmniej momentami. Oczywiście, Mostaritium (usilnie nazywany przez Naukowca pełnym imieniem) był wielki, ogromny i groźny, ale w jakiś pokraczny, chimerowaty sposób kochał tego śmiesznego, małego człowieczka, który go stworzył. I o ile potrafił podnieść go za fraki, posadzić na szafie a potem udawać, że nie wie, co się dzieje, o tyle zawsze bronił, zawsze szczerzył kły na tych, którzy mieli coś przeciwko jego mistrzowi. Alchemik z kolei, malutki facecik z wielkimi okularami i brodą, co by wyglądać poważniej, był z Maestra niezwykle dumny. Łaził obok niego, wypinając klatkę piersiową, jakby całym sobą mówił „ta kreatura to moje dzieło, jestem genialny, nie zaprzeczycie”. Czasem gubił się gdzieś, nie do końca wiedząc, czy ich relacja powinna się bardziej opierać na uczuciach synowsko-ojcowskich, czy suchej relacji mistrz-uczeń. Dlatego gdzieś się tak plątali, czasem gubili i właśnie przez to bywały dni, gdy przez dwie godziny jedli razem kolacje, jak i takie, gdy Maestro wysyłany był do najdalszego pokoju, żeby w spokoju robić cokolwiek – byle cicho i czysto!
Ale żyło im się dobrze. Oczywiście, do czasu. Rozumiecie, nie zawsze jest miło, a alchemicy czasem nie mają szczęścia. I na przykład, może wybuchnąć im pracownia. Z nimi w środku. Wtedy jest to stanowczo problem zwłaszcza, gdy gruz niezbyt da się odgarnąć. Beznadziejna sytuacja. Nawet, jeżeli dwumetrowa chimera bardzo się stara, może nie udać się jej zrobić wszystkiego na czas. Potem siedzi, tuż obok swojego martwego mistrza i próbuje płakać. Szkoda, że jakoś nikt nie zadbał o kanaliki łzowe? Paskudna, paskudna sprawa.
Tak właśnie Maestro został sam. Jak w miarę humanoidalny mógł postarać się pogadać z innymi alchemikami (oh, doskonale widział tę pogardę, ale chodziło o sprawy jego mistrza, więc…), wymusić na nich, żeby zostawili mieszkanie i wszystkie rzeczy Naukowca w spokoju. Zostawili. Maestro nie do końca wiedział, jakim cudem mu się to udało (chociaż może dwa metry wzrostu, groźne pomruki i wyszczerzone kły miały z tym coś wspólnego?) ale po uznaniu go za dostatecznie człowieczego został wypuszczony, a nawet dostał jeszcze kawałek tego, co zostało po jego stwórcy.
Zostawiony samemu sobie postanowił, że nie ma co siedzieć w jednym miejscu. Zabrał plecaczek, parę najpotrzebniejszych rzeczy, stary dziennik zapisany tylko w połowie i cóż…. Ruszył przed siebie poznawać świat! Jako chimera, która ze swoim mistrzem rozmawiała i przez blisko trzydzieści lat zerkała mu przez ramię, znal się trochę na dziwnych miksturach, czy ziołach, więc z tego właśnie żył. Zbierał po lasach, czasem kruszył, czasem suszył, czasem mieszał, coś podgrzewał, coś podsmażał, dolewał wody i sprzedawał dziwaczne eliksiry. Co zabawne, ludzie czasem nawet korzystali z jego usług. Był o wiele tańszy i mniej strzegł Wielkich Tajemnic niż Poważni Alchemicy. Dodatkowo, gdy nosił kaptur, wcale nie było widać, że jest aż tak brzydki, więc… Jakoś sobie żyje.

12. Inne
~ Nosi ze sobą coś, co można by było nazwać Zestawem Małego Alchemika. Dla normalnych ludzi, sprzęt ten byłby prawdopodobnie dość ciężki, ale Maestro jest dwumetrową chimerą, więc można uznać, że jednak jest silniejszy od większości przeciętniaków.
~ Umie całkiem szybko biegać. I lubi się wspinać, na drzewa szczególnie.
~ Zawsze chciał nauczyć się grać na flecie, ale nigdy jakoś nie było okazji.
~ Najlepiej widzi w półmroku, jego oczy, zresztą jak i skóra, są dość wrażliwe na światło słoneczne. W całkowitej ciemności jest w stanie dostrzec pewne zarysy, czy kształty przedmiotów.
~ Kompletnie nie umie śpiewać, ale z za wielkimi uszami rozpozna, czy ktoś fałszuje, czy rzeczywiście ma talent.
~ Jego skóra zawsze jest sucha i szorstka, dosyć twarda, w dodatku przybiera szarawy kolor. Wrażliwa na światło, odporna na zranienia, niezdolna do pocenia!
~ Jest uczulony na brukselkę.
~ W czasie przemierzania różnorakich krain poznał trochę sztuki, czy pseudo-sztuki i postanowił, że zostanie artystą. Pisarzem. Wymyślanie dziwacznych historii idzie mu całkiem dobrze, ale nigdy jeszcze nikt nic jego nie wystawił. Biedaczek.
~ Nie ma brwi, rzęs, ani kanalików łzowych.
~ Nie odczuwa zimna tak, jak normalny człowiek, nie może zamarznąć, ani zmarznąć jakoś bardzo, nie zachoruje dlatego, że się przewieje. Zimno sprawia raczej, że czasem odrobinę ciężej mu się poruszać, czasem mniej wygodnie, czasem odczuwa dyskomfort związany z chłodem, ale nigdy nie będzie przeszkadzać mu to tak, jak normalnemu człowiekowi. Raczej niezbyt przyjemne uczucie niż coś, co rzeczywiście mogłoby zaszkodzić.
~ Odwrotnie - jest trochę bardziej podatny na oparzenia. Co prawda, to, że zrobi się bardziej gorąco, albo na moment złapie rozgrzaną fiolkę (co zdarzyło mu się nie raz, pracował w laboratorium!) niewiele mu zrobi, aczkolwiek, jeżeli za długo będzie siedział na słońcu jego skóra zbrązowieje, po czym zacznie płatami obłazić, co ani zbyt przyjemnie nie wygląda, ani nie może być nazwane najlepszym uczuciem na świecie. Dlatego właśnie chodzi w płaszczu!
~ Nie może się upić normalnym alkoholem. Po prostu procentu na niego nie działają - napój, jak każdy inny. Za to z nóg zwala go mieszanka rumianka i szałwii, oraz mięta z dodatkiem imbiru. Nigdy nie miał pojęcia dlaczego, pewnie nigdy też się nie dowie, bo cóż, jego mistrz nie żyje. Ale tak już jest.
~ O Alchemiku, który go stworzył nigdy nie mówi inaczej niż Mistrz, Naukowiec, albo Ten cholerny Szaleniec
~ Gdyby w tym świecie istniał Shakespeare, byłby jego ogromnym fanem.
Powrót do góry Go down
Dorian
Zwykły Obywatel
Dorian


Male
Pseudonim : Lis; posiada także wiele fałszywych imion i nazwisk

Dołączył : 10/01/2013
Liczba postów : 41

Mostaritum "Maestro" Saratorga Empty
PisanieTemat: Re: Mostaritum "Maestro" Saratorga   Mostaritum "Maestro" Saratorga EmptyPią Sty 11, 2013 10:45 pm

Oczywiście akcept bez dwóch zdań. Przypominam tylko o podpisaniu regulaminu - już tak dla formalności.
Powrót do góry Go down
 
Mostaritum "Maestro" Saratorga
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
avaritiam :: A D M I N I S T R A C J A :: Karty postaci-
Skocz do: